14/08/2012

„Madame” – Antoni Libera

Madame Antoniego Libery to dosyć głośna książka. Jeśli ktoś jeszcze jej nie czytał, to na pewno gdzieś, kiedyś o niej słyszał. Ja po raz pierwszy spotkałam ją na półce szkolnej biblioteki, gdy jeszcze chodziłam do gimnazjum. Mimo iż książka kusiła mnie swoją zmysłową okładką, a pani bibliotekarka podczas każdej niemal mojej wizyty w bibliotece życzliwie zachęcała mnie, abym dała szansę tej pozycji, nie zrobiłam tego… Dopiero niedawno zdecydowałam się wreszcie przeczytać Madame i ogromnie żałuję, że tyle czasu zwlekałam.

Akcja powieści rozgrywa się w okresie PRL-u, a jej głównym bohaterem jest osiemnastoletni uczeń klasy maturalnej jednego z warszawskich liceów. Odznacza się on niezwykłą dojrzałością, oczytaniem i inteligencją w porównaniu z rówieśnikami. Sam o sobie mówi, że urodził się za późno, bo wszystko, co ważne miało już miejsce. Gdy w szkole, do której uczęszcza pojawia się nowa dyrektorka, nauczycielka francuskiego, wszyscy uczniowie są nią zafascynowani: ta kobieta zdecydowanie wyróżnia się na tle grona pedagogicznego. Główny bohater szybko obdarza ją głębszym uczuciem, bezgranicznym uwielbieniem i traktuje niczym boginię. Jego obsesja na punkcie Madame jest tak silna, że wszczyna on śledztwo i posuwa się do rozmaitych intryg, by dowiedzieć się jak najwięcej o obiekcie swoich westchnień…

Na pozór mamy tu do czynienia z historią najbardziej banalną z możliwych. Ale, jak powszechnie wiadomo, pozory mogą mylić, a Madame jest najlepszym potwierdzeniem tych słów. Antoni Libera opowiedział bowiem tę historię młodzieńczego zauroczenia w sposób tak dalece niebanalny, jak to tylko możliwe, a fascynacja głównego bohatera powieści błyskawicznie udzieliła się i mnie. Jestem zafascynowana tą powieścią. Jej fabułą, językiem, kreacją bohaterów… Madame nie jest po prostu świetnie napisaną opowieścią o młodzieńczym zauroczeniu. To o wiele, wiele więcej. To artystyczno-literacka ekspozycja przeżyć wewnętrznych zadurzonego w dojrzałej kobiecie, swojej nauczycielce, maturzysty.

Wiele elementów przyczyniło się do tego, że dzieło Libery jest tak niesamowite, ale w pierwszej kolejności wymienić należy poetycką narrację, którą autor hipnotyzuje czytelnika już na samym początku. I ten trans trwa do ostatniej strony. Pisarz przez cały czas posługuje się językiem poetyckim, sugestywnym, kunsztownym. Na dodatek dialogi są misternie skonstruowane i pełne błyskotliwego poczucia humoru. Tak posługiwać się słowem umie tylko mistrz. I Libera udowodnił, że na to miano zasługuje jak mało kto. Autor i stworzony przez niego bohater nieustannie zaskakują czytelnika. W oczy rzuca się tu przede wszystkim ogromne oczytanie i godna pozazdroszczenia erudycja.

Choć głównym wątkiem utworu jest zdecydowanie ten miłosny, to stanowi on jednocześnie pretekst do wprowadzenia innych, również ciekawych i wyśmienicie poprowadzonych. Powieść ta jest bowiem przykładem literatury dygresyjnej. W treść zgrabnie wplecione zostały rozmaite informacje dotyczące literatury, historii i, w szerszym wymiarze, całej kultury. Autor często nawiązuje do różnych utworów literackich (i nie tylko) i prowadzi z nimi polemikę.

Madame stanowi także swego rodzaju dokument epoki. To dlatego, że Libera ukazuje w niej prawdziwy, wielopłaszczyznowy obraz PRL-u. Przedstawia ówczesne realia wiernie, nie stara się niczego ubarwiać ani zatajać. Zdecydowanie obnaża zakłamanie i sposób działania reżimu komunistycznego. Mówi także o złożonej i trudnej sytuacji ówczesnej inteligencji. Robi to jednak tak, że nie pozbawia wspomnianego okresu pewnego uroku, który dla mnie, wychowanej już w czasach popeerelowskich, jest zrozumiały tylko w pewnym stopniu. W tej książce PRL, mimo wszystko, na swój sposób fascynuje i przyciąga.

Można spojrzeć na Madame z jeszcze innej perspektywy – jak na powieść inicjacyjną, czyli mówiącą o dorastaniu. Antoni Libera przedstawia i na swój sposób analizuje tutaj proces dojrzewania. Robi to wnikliwie, poruszając trzy jego aspekty: psychologiczny, moralny oraz społeczny.

Dla mnie jest to wyjątkowa książka. Po prostu arcydzieło. Nie umiem się do niej przyczepić, a nawet gdybym umiała, nie chciałabym tego robić. Jestem urzeczona i zafascynowana powieścią Libery niemal tak mocno, jak jej narrator zauroczony był tytułową bohaterką utworu, a może nawet bardziej. Tej książki się nie czyta. Nią można się tylko delektować, smakować ją powoli. Na pewno nie jest to lektura na jeden wieczór i na pewno Madame nie nadaje się do czytania, dajmy na to, w autobusie. To utwór, z którego wiele można wynieść, do którego chce się wracać.

Zdecydowanie polecam dzieło Antoniego Libery. Ale… Nie wszystkim. Przede wszystkim humanistom, intelektualistom, artystycznym duszom… Bo tę powieść trzeba po prostu poczuć. Trzeba do niej dojrzeć. Na początku napisałam, że żałuję, iż nie przeczytałam jej wcześniej, chociaż miałam okazję. Podtrzymuję to, ale z drugiej strony cieszę się, że tak się stało, bo wiem, że wcześniej pewnie nie zrozumiałabym tej książki. Nie doceniłabym wartości artystycznych, językowych i innych, których odmówić jej nie można. Tutaj autor stawia czytelnikowi pewne wymagania, zmusza do zaangażowania intelektualnego, operuje aluzjami… Aby je w pełni zrozumieć, trzeba dysponować pewną elementarną wiedzą z zakresu choćby literatury europejskiej, ale nie tylko.

Moja ocena: 6/6