08/02/2012

„Cień wiatru” – Carlos Ruiz Zafón

Cień wiatru to książka, o której słyszał już chyba każdy. Światowy bestseller, który przyniósł autorowi wielką sławę i podbił serca wielu czytelników nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Jak w każdym przypadku, tak i w tym zdania są podzielone. Obok wielu zwolenników Cień wiatru ma też przeciwników. Ja należę zdecydowanie do tych pierwszych. Miałam to szczęście, że sięgnęłam po powieść Zafóna, ledwie ukazała się na rynku, zanim jeszcze zdołała wzbudzić powszechną sensację i zrobił się wokół niej szum. Cieszę się, bo dzięki temu nic nie zakłócało mojego odbioru książki. Nie miałam wobec niej żadnych konkretnych oczekiwań czy też uprzedzeń, które towarzyszą zazwyczaj spotkaniom z bestsellerami i które mogłyby w jakimś stopniu wpłynąć na moją ocenę utworu.

Barcelona, rok 1945. Dziesięcioletni Daniel Sempere udaje się wraz ze swoim ojcem, antykwariuszem do niezwykłego miejsca – na Cmentarz Zapomnianych Książek. Wolno mu zabrać stamtąd jedną, dowolnie wybraną książkę. Chłopak decyduje się na Cień wiatru. Czyta go bardzo szybko i jest zachwycony do tego stopnia, że postanawia konieczne zapoznać się z innymi dziełami autora. Niestety nie jest to wcale proste. Okazuje się, że właściwie nikt o nim nie słyszał. Chłopak jest jednak zdecydowany i szuka uparcie. Szybko okazuje się, że jeszcze komuś zależy na znalezieniu wszystkich dzieł autora Cienia wiatru, ale jedynie po to, aby je zniszczyć. Daniel nie ustaje w poszukiwaniach. Mijają lata, cały czas bardzo wiele się w jego życiu dzieje. Przeżywa mnóstwo ciekawych przygód. Przeżywa także pierwsze miłości, rozczarowania, przyjaźnie, zyskuje pierwszych wrogów, dorasta. Jednakże teraźniejszość niesamowicie splata się z przeszłością, co ani na chwilę nie pozwala mu przerwać poszukiwań i jest niezwykle fascynującym przeżyciem.

Mogłoby się wydawać, że dzieło Zafóna to jakiś tani thriller z książką i wątkiem miłosnym w tle. Nic bardziej mylnego. Fabuła obejmuje bardzo wiele interesujących wątków, jest nieprzewidywalna, zaskakująca, ciekawa, tajemnicza. Skonstruowana po mistrzowsku i dopracowana niemal w każdym szczególe. To powieść wielowątkowa. Zafón rozszerza ją do granic możliwości, ale robi to w taki sposób, że nie powoduje chaosu ani trudności w czytaniu – wywołuje za to jeszcze większą ciekawość. Tak omotać i zahipnotyzować czytelnika pomysłowością potrafi tylko Zafón.

Autor pokazał, że jest mistrzem obrazowania i sugestywności. Do dziś, kiedy zamknę oczy, widzę w wyobraźni wszystko to, co słowami malował na kartach swej powieści ten hiszpański pisarz. Czynił to za pomocą słów prostych, nie górnolotnych, ale dobranych z najwyższą starannością. Opisy są wyważone, dokładne, sugestywne, ale w żadnym wypadku nie przesadnie rozwlekłe, co stanowi skazę twórczości wielu innych pisarzy. Carlos Ruiz Zafón umie bawić się językiem. To cenne.

Zafón udowodnił ponadto, że nie ma sobie równych również w dziedzinie ukazywania stanów emocjonalnych bohaterów i rozbudzania w czytelniku podobnych emocji. Szacunek. Jestem osobą z natury dosyć uczuciową i często podczas czytania towarzyszą mi mniejsze lub większe emocje, niemniej jestem w stanie policzyć na palcach, ile książek przeżyłam aż tak emocjonalnie jak tę. Niewiele.

Kolejnym dowodem na nieprzeciętny talent pisarski Zafóna są bohaterowie. Każdy z nich został wykreowany bardzo dokładnie i sugestywnie. Każdy jest indywidualną postacią. Ma i dobre, i złe cechy, dzięki czemu nie sprawia wrażenia, jakby był z innego świata.

I jeszcze jedno. Ponieważ w powieści wszystko niejako od początku do końca dotyczy książki, nie mogę nie poświęcić temu motywowi kilku słów. Idąc w kierunku daleko posuniętej interpretacji omawianego tu utworu doszłam do wniosku, że można przyjąć, iż autor podejmuje niejako w zawoalowany sposób temat miejsca książki w świecie współczesnym. Zadałam sobie pytanie – czy jest możliwe dziś, aby książka miała aż taki wpływ na życie człowieka? Czy ma jakiś w ogóle? Od czego to zależy? A może od kogo? Na czym polega fenomen książki? Jaka jest rola książki w świecie współczesnym? Pozostawiam te pytania otwarte.

Podsumowując, jest to jeden z niewielu bestsellerów, na których się nie zawiodłam. Polecam go każdemu.

Moja ocena: 6/6

28/12/2011

„Książę Mgły” – Carlos Ruiz Zafón

Książę Mgły to moje drugie spotkanie z Zafónem. Pierwszym był Cień wiatru przeczytany dokładnie rok temu. Ten utwór bezwarunkowo podbił moje serce i wiedziałam, że sięgnięcie po kolejne książki hiszpańskiego autora to tylko kwestia czasu. Gdy na święta otrzymałam w prezencie Księcia Mgły, od razu zabrałam się za lekturę i przeczytałam ją całą w ciągu czterech godzin. Zaczęłam i skończyłam dopiero wtedy, kiedy nie było już kartek do przewracania. Genialna książka!

Księciem Mgły autor debiutował przed dwudziestoma laty. Na początku tłumaczy, że książka pisana była głównie z myślą o młodszych czytelnikach, ale ma nadzieję, że spodoba się wszystkim, bez względu na wiek. A ja pytam: jakże miałaby się nie spodobać?

Zafón zabiera nas do roku 1943, do małego miasteczka nad Atlantykiem, do którego nastoletni Max przeprowadza się wraz z rodzicami i dwiema siostrami: starszą – Alicją oraz młodszą – Irminą, aby uciec przed wojną. Tam chłopak poznaje przybranego wnuka miejscowego latarnika – Rolanda. Max, Roland i Alicja zaprzyjaźniają się. Wokół nich dochodzi do wielu niecodziennych wydarzeń, które najprawdopodobniej mają jakiś związek ze statkiem zatopionym nieopodal przed laty. Bohaterowie postanawiają zbadać sprawę od podszewki. Tyle na temat fabuły, a teraz przejdę do właściwej recenzji.

Autor wykazał, że ma niezwykle cenną u pisarza umiejętność plastycznego, subtelnego i bardzo sugestywnego obrazowania za pomocą bardzo prostego języka. Czytając miałam cały czas wrażenie, jakbym oglądała film. Wszystko, każdy najdrobniejszy szczegół, od razu malowało się w mojej wyobraźni. To sprawia, że powieść jeszcze bardziej wciąga. Przede wszystkim jednak Zafón po raz kolejny udowodnił, że jest mistrzem genialnego pomysłu.

Fabuła została skonstruowana ciekawie, intrygująco. Może momentami jest troszkę za prosta, ale to raczej nie razi. Jeśli wziąć pod uwagę, że to książka debiutanta, nie ma w ogóle o czym mówić. W końcu przecież każdy jakoś zaczynał. A gdyby wszyscy pisarze tak debiutowali, chyba nie byłoby załamanych czytelników. Ale wróćmy do fabuły. Troszkę w niej niedomówień, które stopniowo są wyjaśniane – na tyle, żeby z jednej strony wzbudzić w czytelniku ciekawość „co będzie dalej”, która nie pozwoli się oderwać nawet na chwilę od lektury, a z drugiej – żeby nie wprowadzić zbędnego chaosu i zamieszania, który sprawiałby wrażenie, że pewne rzeczy są wprowadzone „na siłę”. Brawo Zafón!

Jeszcze odnośnie do sugestywności. Zafón jest mistrzem nie tylko obrazowania, lecz także rozbudzania emocji, budowania napięcia i atmosfery. Subtelnie, delikatnie… Odczuwałam wszystko to, co czuli bohaterowie. Bawiłam się, bałam, odkrywałam tajemnice razem z nimi. Genialne.

Kolejna rzecz: perfekcja techniczna. Odniosłam wrażenie, że każde zdanie, wydarzenie, każdy przecinek i kropka – wszystko – jest dokładnie zaplanowane, przemyślane, dopracowane w najdrobniejszym szczególe, z największą dokładnością, powiedziałabym wręcz – z pietyzmem. To się nazywa mieć talent!

Chylę czoło przed autorem z jeszcze jednego powodu. Bardzo często w utworach najwybitniejszych pisarzy pojawia się pewna skaza. Mianowicie taka, że wszystkie dzieła danego autora są z reguły do siebie podobne. I nie myślę tu o stylu, bo wiadomo, każdy ma swój. Chodzi mi raczej o to, że są one tworzone jakby według pewnego schematu fabularnego właściwego danemu autorowi. Zmieniają się imiona, miejsca, wydarzenia – ale podstawowy schemat pozostaje identyczny. O Zafónie tego powiedzieć nie mogę. Każda jego powieść jest inna, wyjątkowa unikatowa. Łączą je wszystkie, oprócz osoby autora oczywiście: uniwersalizm, genialny pomysł, wyjątkowość, wybitność. Książę Mgły w subtelny sposób dotyka pewnych istotnych dla każdego człowieka wartości, takich jak poświęcenie czy przyjaźń.

Po Cieniu wiatru postawiłam Zafónowi poprzeczkę bardzo wysoko. Książę Mgły mógł być nieco dłuższy, a fabuła nieco bardziej skomplikowana i powieść na pewno nic by na tym nie straciła.

Moja ocena: 5/6

14/11/2011

„Muzyka fal” – Sara MacDonald

Piękna? Owszem. Wzruszająca? Tak. Losy Marty, Freda, Barnaby’ego, Lucy i Anny są przejmujące i wciągają. Ale ja osobiście czuję się oszukana. Liczyłam na coś więcej. I nie jest to zwykły czytelniczy niedosyt, który towarzyszy, gdy człowiekowi żal, że książkowa przygoda dobiegła końca. To bardziej rozczarowanie.

Książka jest piękna i poruszająca, ale czegoś jej brakuję. Nie ma w niej tego dreszczyku emocji, niepewności co będzie dalej. Wszystko wiadomo właściwie z góry. Tym samym po kilkunastu stronach dalsze czytanie właściwie nie ma sensu.

Bohaterowie są tak przesadnie jednoznaczni, że nietrudno się domyślić zakończenia. Ponadto właściwie przez cały czas miałam wrażenia, że czytam bajkę dla dzieci, której celem jest ukazanie różnic między dobrem, a złem, a czasami nawet zdawało mi się, że czytam scenariusz brazylijskiej telenoweli.

Doczytałam do końca, niemniej jednak cały czas czytałam mając nadzieję, że nastąpi jakiś minimalny zwrot akcji, jakaś zmiana. Na próżno. W tej powieści od razu wiadomo kto jest dobry, kto zły, kto „wygra”, a kto „przegra”.

Na początku napisałam jednak, że uważam tę pozycję za wyjątkową i wzruszającą. Podtrzymuję to zdanie, jednak, książka ta jest taka moim zdaniem tylko lub w dużej mierze, dzięki wplecionym pomiędzy poszczególne wydarzenia wspomnieniom z okresu okupacji. Ponadto – i to trzeba autorce oddać – utwór jest napisany prostym, ale subtelnym, pięknym stylem co jest niewątpliwie dużym plusem.

To wszystko powoduje, że książka mimo swojej nieskomplikowanej konstrukcji świata przedstawionego i przesadnej jednoznaczności w konstrukcji bohaterów jest godna uwagi. Choć jeśli lubicie książki, w których coś się dzieje, a bohater zaskakuje, zmienia się, jest dynamiczny, to raczej darujcie sobie tę pozycję.

Moja ocena: 4/6