15/02/2012

„Dom duchów” – Isabel Allende

Dom duchów to część trylogii iberoamerykańskiej pisarki Isabel Allende. Powstała jako pierwsza, ale chronologicznie w całym cyklu jest trzecia. Cykl można czytać jednak w dowolnej kolejności.

Tytuł mógłby sugerować, że mamy do czynienia z powieścią fantasy. Jest to jednak wyśmienita saga rodzinna opowiadająca o dziejach rodziny Truebów. Clary, jej córki Blanki oraz wnuczki Alby. To powieść głównie o tych trzech kobietach, aczkolwiek z literaturą kobiecą ma bardzo niewiele wspólnego, właściwie nic. Głównym bohaterem jest Esteban Trueba – mąż Clary, człowiek uparty, porywczy i despotyczny. Pierwotnie jego żoną miała zostać siostra Clary, ale niestety zmarła na krótko przed ślubem. Fabuły nie będę opisywała zbyt szczegółowo. Po pierwsze, nie chcę niczego popsuć tym, którzy zdecydują się tę powieść przeczytać, a po drugie, myślę, że co najmniej część z Was oglądała głośny film o tym samym tytule nakręcony na jej podstawie. Oczywiście książka jest zdecydowanie lepsza!

Jak już wspomniałam, mimo iż głównym bohaterem Domu duchów jest mężczyzna, w tej opowieści „pierwsze skrzypce” grają zdecydowanie trzy pokolenia kobiet. Kobiet silnych, odważnych, pewnych siebie i wiedzących, czego chcą od życia, umiejących walczyć o to, co dla nich ważne i osiągających to. Są zawzięte i nieustępliwe. Bardzo konsekwentne w uczuciach. Mają, kolokwialnie mówiąc, „swój świat i swoje kredki”. Świat piękny, niesamowity i przede wszystkim magiczny. Utwór ubogaca szereg barwnych postaci drugoplanowych, które niejednokrotnie odgrywają znaczącą rolę. Wszyscy bohaterowie oddziałują silnie na emocje czytelnika, dzięki czemu ma się wrażenie, że razem z nimi uczestniczy się we wszystkich opisywanych wydarzeniach.

Allende nie można odmówić talentu prozatorskiego. Stworzyła ona ponadczasową, poruszającą do głębi sagę rodzinną. Magiczną, wielowątkową, intrygującą, tajemniczą. W przepiękny sposób snuje opowieść o rodzinie Truebów. Mówi magicznym językiem o miłości, nienawiści, strachu, pragnieniach, radościach, przebaczaniu, walce, które czają się w sercach bohaterów. Po prostu o rodzinie. Wszystkiemu towarzyszy aura magii i tajemniczości.

Narracja prowadzona jest dwutorowo. Mamy do czynienia z narratorem pierwszoosobowym, którym jest Esteban Trueba i trzecioosobowym – którym jest Alba. To dla mnie minus. Zaznaczam – dla mnie. Autorka świetnie sobie poradziła z „ogarnięciem” dwóch toków narracji i oba prowadzone są rzetelnie. Nie można się właściwie do niczego przyczepić. Po prostu ja nie lubię książek, w których występuje więcej niż jeden narrator.

To niesamowita powieść. Uroku dodaje jej osadzenie fabuły w realiach historycznych. Akcja rozgrywa się na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, z rewolucją chilijską w tle. Bohaterowie uwikłani są w ciekawy i przemyślany sposób w wydarzenia polityczne owych czasów.

Moja ocena: 6/6

08/02/2012

„Cień wiatru” – Carlos Ruiz Zafón

Cień wiatru to książka, o której słyszał już chyba każdy. Światowy bestseller, który przyniósł autorowi wielką sławę i podbił serca wielu czytelników nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Jak w każdym przypadku, tak i w tym zdania są podzielone. Obok wielu zwolenników Cień wiatru ma też przeciwników. Ja należę zdecydowanie do tych pierwszych. Miałam to szczęście, że sięgnęłam po powieść Zafóna, ledwie ukazała się na rynku, zanim jeszcze zdołała wzbudzić powszechną sensację i zrobił się wokół niej szum. Cieszę się, bo dzięki temu nic nie zakłócało mojego odbioru książki. Nie miałam wobec niej żadnych konkretnych oczekiwań czy też uprzedzeń, które towarzyszą zazwyczaj spotkaniom z bestsellerami i które mogłyby w jakimś stopniu wpłynąć na moją ocenę utworu.

Barcelona, rok 1945. Dziesięcioletni Daniel Sempere udaje się wraz ze swoim ojcem, antykwariuszem do niezwykłego miejsca – na Cmentarz Zapomnianych Książek. Wolno mu zabrać stamtąd jedną, dowolnie wybraną książkę. Chłopak decyduje się na Cień wiatru. Czyta go bardzo szybko i jest zachwycony do tego stopnia, że postanawia konieczne zapoznać się z innymi dziełami autora. Niestety nie jest to wcale proste. Okazuje się, że właściwie nikt o nim nie słyszał. Chłopak jest jednak zdecydowany i szuka uparcie. Szybko okazuje się, że jeszcze komuś zależy na znalezieniu wszystkich dzieł autora Cienia wiatru, ale jedynie po to, aby je zniszczyć. Daniel nie ustaje w poszukiwaniach. Mijają lata, cały czas bardzo wiele się w jego życiu dzieje. Przeżywa mnóstwo ciekawych przygód. Przeżywa także pierwsze miłości, rozczarowania, przyjaźnie, zyskuje pierwszych wrogów, dorasta. Jednakże teraźniejszość niesamowicie splata się z przeszłością, co ani na chwilę nie pozwala mu przerwać poszukiwań i jest niezwykle fascynującym przeżyciem.

Mogłoby się wydawać, że dzieło Zafóna to jakiś tani thriller z książką i wątkiem miłosnym w tle. Nic bardziej mylnego. Fabuła obejmuje bardzo wiele interesujących wątków, jest nieprzewidywalna, zaskakująca, ciekawa, tajemnicza. Skonstruowana po mistrzowsku i dopracowana niemal w każdym szczególe. To powieść wielowątkowa. Zafón rozszerza ją do granic możliwości, ale robi to w taki sposób, że nie powoduje chaosu ani trudności w czytaniu – wywołuje za to jeszcze większą ciekawość. Tak omotać i zahipnotyzować czytelnika pomysłowością potrafi tylko Zafón.

Autor pokazał, że jest mistrzem obrazowania i sugestywności. Do dziś, kiedy zamknę oczy, widzę w wyobraźni wszystko to, co słowami malował na kartach swej powieści ten hiszpański pisarz. Czynił to za pomocą słów prostych, nie górnolotnych, ale dobranych z najwyższą starannością. Opisy są wyważone, dokładne, sugestywne, ale w żadnym wypadku nie przesadnie rozwlekłe, co stanowi skazę twórczości wielu innych pisarzy. Carlos Ruiz Zafón umie bawić się językiem. To cenne.

Zafón udowodnił ponadto, że nie ma sobie równych również w dziedzinie ukazywania stanów emocjonalnych bohaterów i rozbudzania w czytelniku podobnych emocji. Szacunek. Jestem osobą z natury dosyć uczuciową i często podczas czytania towarzyszą mi mniejsze lub większe emocje, niemniej jestem w stanie policzyć na palcach, ile książek przeżyłam aż tak emocjonalnie jak tę. Niewiele.

Kolejnym dowodem na nieprzeciętny talent pisarski Zafóna są bohaterowie. Każdy z nich został wykreowany bardzo dokładnie i sugestywnie. Każdy jest indywidualną postacią. Ma i dobre, i złe cechy, dzięki czemu nie sprawia wrażenia, jakby był z innego świata.

I jeszcze jedno. Ponieważ w powieści wszystko niejako od początku do końca dotyczy książki, nie mogę nie poświęcić temu motywowi kilku słów. Idąc w kierunku daleko posuniętej interpretacji omawianego tu utworu doszłam do wniosku, że można przyjąć, iż autor podejmuje niejako w zawoalowany sposób temat miejsca książki w świecie współczesnym. Zadałam sobie pytanie – czy jest możliwe dziś, aby książka miała aż taki wpływ na życie człowieka? Czy ma jakiś w ogóle? Od czego to zależy? A może od kogo? Na czym polega fenomen książki? Jaka jest rola książki w świecie współczesnym? Pozostawiam te pytania otwarte.

Podsumowując, jest to jeden z niewielu bestsellerów, na których się nie zawiodłam. Polecam go każdemu.

Moja ocena: 6/6

04/01/2012

„Tylko razem z córką” – Betty Mahmoody

To książka autobiograficzna. Amerykanka Betty Mahmoody jest postacią autentyczną. W latach osiemdziesiątych wyjechała wraz z mężem Irańczykiem i czteroletnią wówczas córeczką do Teheranu. Miały to być rodzinne, dwutygodniowe wakacje. Niestety po przyjeździe na miejsce kobieta dowiedziała się, że mąż nie ma zamiaru wracać do USA. Nie ma też zamiaru pozwolić na powrót żonie i córce, a żona Irańczyka nie ma prawa bez jego pozwolenia wyjechać. I tu zaczął się koszmar. Mężczyzna z dnia na dzień zmienił się z kochającego i czułego męża i ojca w bezwzględnego, despotycznego tyrana, a kobieta wraz z córeczką stała się jego niewolnicą i więźniem we własnym domu.

Książka opowiada o życiu w Iranie, dramatycznych doświadczeniach, walce o dobro swoje i dziecka. Autorka opisuje w niej wszystko ze szczegółami. Rozterki, bóle, problemy i trudności, z jakimi przyszło jej się borykać. Opowiada nie tylko o życiu tam, w zupełnie obcej kulturze, ale także o tym, jak starała się uciec z Iranu. Przy życiu trzymała ją tylko miłość do córeczki i pragnienie jej szczęścia.

Opowiadając o swoim życiu w Teheranie, autorka przybliża nam także tamtejsze realia, kulturę, obyczaje. Opisuje wszystko, co przeżyła i opowiada o swoich subiektywnych odczuciach dotyczących tamtych chwil, niemniej mimo to można powiedzieć, że jej spojrzenie na irańską kulturę jest obiektywne. Podziwiam. Mnie osobiście byłoby trudno o choćby minimalny obiektywizm, gdybym przeżyła to, co pani Mahmoody. Ona tymczasem wielokrotnie podkreśla, że w Iranie, jak w każdym innym kraju, są ludzie dobrzy i źli, i nie można nikogo dyskryminować ze względu na narodowość.

Książkę czyta się niezwykle szybko. Wciąga i nie pozwala się oderwać. Do końca trzyma w napięciu. Jest najlepszym dowodem na prawdziwość powszechnie znanych słów, że życie pisze najlepsze scenariusze. Niejednokrotnie można poczuć dreszczyk czy uronić łzę podczas poznawania losów autorki. Są to poruszające do głębi zapiski kobiety, która walczy z determinacją i która dla córki zrobi wszystko, która dla jej szczęścia i dobra jest gotowa na każde poświęcenie.

Poruszając trudny i zawsze aktualny temat tzw. małżeństw mieszanych, autorka pokazuje także, że pewne różnice kulturowe są niezwykle silne i niemożliwe do przezwyciężenia. Dlatego przed podjęciem decyzji o związaniu się z kimś, kto wychował się w zupełnie innej kulturze niż nasza i wyjechaniu do jego rodzinnego kraju powinniśmy się dziesięć razy upewnić, czy na pewno będziemy bezpieczni i czy jesteśmy gotowi żyć według takich, a nie innych zasad. I przede wszystkim powinniśmy wcześniej dobrze tę inną kulturę poznać. Dziś to nie problem. Możliwości jest wiele, są książki, jest Internet. a dzięki temu będziemy wiedzieli, czego możemy się spodziewać. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości nie warto ryzykować.

Moja ocena: 6/6

22/12/2011

„Kod Leonarda da Vinci” – Dan Brown

O tej pozycji słyszałam już mnóstwo razy. Zresztą chyba trudno o kogoś, kto o niej nie słyszał. Niemniej jednak bardzo długo wahałam się, zanim ostatecznie wzięłam Kod Leonarda da Vinci do ręki. Złożyło się na to kilka różnych czynników. W końcu jednak sięgnęłam po tę powieść. Zachęciła mnie ogólnie dobre zdanie o Danie Brownie, fakt, że pozycję tę już od lat rekomendowała mi BiblioNETka, no i jeszcze jedno: miejsce akcji – Paryż. Jednym słowem, moja ślepa miłość do Francji wygrała. I nie żałuję.

O czym jest Kod Leonarda da Vinci? Kustosz paryskiego Luwru zostaje zamordowany. Podejrzenia padają na znawcę symboliki religijnej – Roberta Langdona oraz wnuczę zabitego. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności udaje im się przechytrzyć policję. Zmarły pozostawił im szereg zagadek, które muszą rozwiązać, aby odkryć w końcu tę jedną, najważniejszą. Rozpoczynają poszukiwania.

Zaczęłam czytać wieczorem i czytałam do piątej rano dnia następnego, robiąc jedynie przymusowe krótkie przerwy. To jest to! Po pierwsze, wciąga już od pierwszej strony. Brown genialnie potrafi stworzyć nastrój i wywołać u czytelnika wrażanie osaczenia. Zupełnie jakby się było tuż obok bohaterów. Emocjonalnie przeżywałam wszystkie ich lęki, obawy, niepewności. Lubię to. Lubię, kiedy autor chwyta mnie w sidła. Kiedy wydaje mi się, że już wiem, na pewno wiem co będzie dalej. I kiedy już chcę się o to zakładać, okazuje się, że nie wiem zupełnie nic! Czegoś takiego potrafi dokonać tylko mistrz.

Zazwyczaj razi mnie, wręcz doprowadza do szału, gdy dla potrzeb fabuły autor manipuluje faktami, posuwając się w tym wręcz do granicy absurdu, byle wszystko pasowało. Dan Brown zrobił właśnie coś takiego, ale o dziwo, w tym przypadku mnie to nie razi. Jestem skłonna mu wybaczyć, ponieważ podbił moje serce nieprawdopodobną wyobraźnią i pomysłowością. I na dodatek, wbrew pozorom, zrobił to bardzo przekonująco… Do tego stopnia, że chociaż mam świadomość, iż chodzi o zwykłą fikcję literacką, rozmaite hipotezy dotyczące chrześcijaństwa i Kościoła, o których Brown mówi, pasują idealne i mają wszelkie pozory wiarygodności. Gdybym miała nieco mniej oleju w głowie i ogólnej wiedzy, zapewne bym się na nie nabrała. Może właśnie dlatego tyle wokół tej książki kontrowersji.

Podsumowując: powieść świetna. Wciąga, intryguje, zaskakuje. Ani przez moment nie nuży. Polecam. Trzeba tylko pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że mamy do czynienia z fikcją literacką, a po drugie, że ta książka to złodziej czasu. Czyta się ją bardzo lekko i szybko. To był mój pierwszy Brown, ale kolejny już czeka w kolejce.

Na koniec się przyczepię. Muszę. Zachodzę w głowę, jak ktoś kto potrafi tak świetnie manipulować faktami, może wypisywać np. takie brednie, że z paryskiego Luwru można sobie wyjść tak po prostu, wyskakując przez okno w toalecie?! Ja rozumiem, to fikcja literacka – ale niech ona będzie na jakimś poziome. Nawet jeśli chodzi o drobiazgi. Tym bardziej że to akurat Brown potrafi osiągnąć z łatwością, co udowodnił na przykładzie zmyślonych teorii dotyczących chrześcijaństwa. I już pomijam fakt, że w Luwrze jest cały szereg zabezpieczeń rożnego rodzaju. W końcu to nie byle jakie muzeum, ale największe na świecie. Powiecie, że szukam dziury w całym. Być może, ale jestem czytelniczką wybredną i od mistrza wymagam doskonałości w każdym calu, dopracowania. Także, a może przede wszystkim, w najdrobniejszych szczegółach.

Moja ocena: 6/6

03/12/2011

„Hrabia Monte Christo” – Aleksander Dumas (ojciec)

Aleksander Dumas to jeden z moich ulubionych pisarzy. Być może moi znajomi mniej obyci ze słowem pisanym powiedzieliby z nutką złośliwości w głosie, że to ze względu na narodowość tegoż. Nie ukrywam, że mam lekka obsesję na punkcie Francji i wszystkiego, co francuskie, a zwłaszcza na punkcie francuskiej muzyki i literatury, niezależnie od tego jednak i tak uważam, że Dumas to prawdziwy geniusz. Moim pierwszym spotkaniem z nim był właśnie Hrabia Monte Christo.

Akcja tej powieści rozgrywa się w ciągu wielu lat. Głównym bohaterem jest marsylski marynarz Edmund Dantes. To człowiek szczęśliwy i o świetlanej przyszłości. Niebawem ma ożenić się z piękną kobietą, w której jest do szaleństwa zakochany i która odwzajemnia w pełni jego uczucie. Na dodatek ma zostać kapitanem statku. Niestety ludzie, których uważał za swoich przyjaciół składają na niego fałszywy donos, wskutek którego Edmund zostaje uwięziony w ponurej twierdzy If. Spędza tam w odosobnieniu wiele lat, w czasie których rozmyśla o przeszłości, o ojcu i ukochanej. Marzy także o ucieczce. Marzenie to pewnego dnia urzeczywistnia się dzięki determinacji mężczyzny i szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Od tej chwili Edmund żyje zemstą. Postanawia ukarać tych, którzy zniszczyli mu życie.

Ta powieść to prawdziwe arcydzieło literatury. To książka dla każdego. Zawsze tak samo zachwycająca, cudowna i intrygująca – od początku do końca. I chociaż rozmiar dzieła może niektórych odrzucać, zachęcam, by przezwyciężyli tę niechęć, bo naprawdę warto.

Niezwykle intrygujący jest, moim zdaniem, główny bohater. To tajemniczy dziwak, człowiek-zagadka. Trochę nieobliczalny i gruboskórny, a zarazem o ukrytej gdzieś tam głęboko w sercu wielkiej wrażliwości. Postać to niewątpliwie specyficzna i niejednoznaczna. Może budzić złość, irytację, niechęć, podziw, sympatię, litość i wiele innych uczuć. Przede wszystkim sposób wykreowania tej bohatera uderza, mimo wszystko, swoją prawdziwością, wiarygodnością, przy jednoczesnym wrażeniu pewnej baśniowości.

Konstrukcja fabuły jest – co tu dużo mówić – mistrzowska. To jedyne pasujące określenie. Fabuła, piękna i ciekawa, obfituje w liczne zwroty akcji, niedopowiedzenia, intrygi, które potęgują w czytelniku napięcie, podsycają ciekawość i nie pozwalają się oderwać czy zapomnieć o lekturze choćby na moment. Wciąga od pierwszej do ostatniej strony i chociaż chwilami można odnieść wrażenie, że akcja jest kompletnie nieuporządkowana, to tylko pozory, bo zaraz okazuje się, że element, który wcześniej wydawał się bezcelowy, idealnie pasuje do całości i ujawnia w pełni nieprawdopodobny geniusz pisarski autora.

Pewne partie pierwszego tomu mogą wydawać się trochę nużące i niewątpliwie wymagają od czytelnika siły woli i wytężenia uwagi, niemniej nie jest to szczególnie uciążliwe, a już na pewno utwór w żaden sposób z tego powodu nie traci.

Kolejną ogromną zaletą tej powieści, jak i wszystkich książek Dumasa, jest barwny i niezwykle bogaty język, w którym ja osobiście się zakochałam. W książce dużo jest opisów, które w dużym stopniu właśnie dzięki językowi są tak wyjątkowe. Opisów jest w Hrabim Monte Christo sporo i to niemałych rozmiarów, niemniej jednak nie nudzą one w żaden sposób. Wręcz przeciwnie. Są bardzo sugestywne. Czytając je, niemal od razu oczyma wyobraźni widzimy to, co przedstawiają, z najdrobniejszymi detalami. Ta dokładność, sugestywność, dbałość o każdy szczegół w połączeniu z bogatym, kunsztownym językiem sprawiają, że opisy nie tylko nie nużą, ale wciągają czytelnika jeszcze bardziej w treść i dosłownie angażują w fabułę.

Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Książka dla każdego. Nie można się od niej oderwać, a w chwilach przerw nieustannie się o niej myśli. Po skończeniu natomiast chce się do niej wrócić. No i warto dodać, że oprócz tego, iż jest w stanie zaspokoić nawet najbardziej wyrafinowane potrzeby czytelnicze i zadowolić najbardziej wybrednych bibliofilów, pozwala też dowiedzieć się wiele o historii Francji.

Moja ocena: 6/6