07/07/2012

„Wyznania gejszy” – Arthur Golden

Zawsze bardzo lubiłam książki obyczajowe, które przybliżały mi kulturę i obyczaje innych ludzi. W szczególności fascynują mnie te, które mówią o dalekich zakątkach świata. Toteż, gdy natknęłam się na Wyznania gejszy nie wahałam się ani chwili nad rozpoczęciem lektury.

Arthur Golden opowiada nam historię życia pewnej Japonki, Sayuri córki ubogiego rybaka. Gdy ojcu nie starcza środków na utrzymanie rodziny postanawia sprzedać swoje dwie latorośle. Starsza trafia do burdelu. Młodsza, której życie będziemy poznawać, dostaje od losu szansę, trafi bowiem do tak zwanej szkoły dla gejsz, aby tam pobierać odpowiednie nauki i w przyszłości stać się jedną z nich. Na początku dziewczynka buntuje się, przeklina swój los. Z czasem jednak, pod wpływem jednego spotkania podejmuje świadomą decyzję, że chce być gejszą… Jak będzie wyglądała droga do spełnienia tego marzenia? Jak wygląda świat gejsz? Tego dowiecie się z książki.

Historia opowiedziana przez Goldena jest niezwykle poruszająca; piękna i tragiczna jednocześnie. Przy tym równie magiczna co pełna realizmu. Czytając poznajemy blaski i cienie życia kandydatki na gejszę. Krok po kroku przechodzimy razem z główną bohaterką wszystkie etapy edukacji poznając dokładnie szczegóły ich dotyczące. Wszystko to idealnie wplecione zostało w realia historyczne, kulturowe i polityczne Japonii lat trzydziestych dwudziestego wieku. Wielowiekowa, starannie pielęgnowana tradycja zderza się z coraz prężniej rozwijającą się cywilizacją.

Od początku trochę niepokoił mnie fakt, że autorem książki o życiu gejsz jest, o ironio, mężczyzna. Uważałam, że to wpłynie na utwór negatywnie, no bo siłą rzeczy autor „skazi” swoją opowieść pierwiastkiem męskiego punktu widzenia… Nic takiego ku mojemu ogromnemu i pozytywnemu zdziwieniu nie nastąpiło.

Narracja prowadzona jest w sposób bardzo płynny. Dzięki temu przyjemność czytania jest jeszcze większa. Uzupełnieniem genialnie prowadzonej narracji są bardzo plastyczne i sugestywne opisy pełne obrazowych porównań. Autor ma niezwykle lekkie pióro. Wspomniane elementy czynią książkę jeszcze bardziej wciągającą i sprawiają, że czytelnik czuje się tak jakby sam był częścią świata przedstawionego.

Przedstawione w sposób realistyczny życie kandydatki na gejszę – wszystkie smutki i radości z nim związane z dodatkiem całej obyczajowej otoczki sprawiają, że książka Goldena to nie tylko świetna, porywająca i wzruszająca powieść o kobiecie, która z determinacją walczyła o swoje marzenia, ale i w pewnym sensie podręcznik japońskiej kultury.

Moja ocena: 5/6

16/06/2012

„Dziecko Noego” – Éric-Emmanuel Schmitt

Éric-Emmanuel Schmitt to jeden z moich ulubionych autorów. Podbił moje serce książką Oskar i pani Róża, której chyba nikomu przybliżać nie trzeba. Teraz urzekł mnie po raz drugi – Dzieckiem Noego, choć już w nieco mniejszy stopniu niż za pierwszym razem.

Dziecko Noego to króciutka powieść, której głównym bohaterem jest mały żydowski chłopiec o imieniu Joseph. Pewnego dnia musiał on rozstać się z rodzicami. Trwała bowiem druga wojna światowa, a wiadomo, jak wówczas Niemcy obchodzili się z każdym, kto miał cokolwiek wspólnego z wyznawcami religii mojżeszowej. Matka i ojciec chcieli za wszelką cenę uratować synka. Tym sposobem trafił on w końcu pod opiekę chrześcijańskiego księdza – ojca Ponsa, który prowadził tajną ochronkę dla żydowskich dzieci. Tam chłopiec dowiedział się bardzo wiele o życiu, świecie i sobie samym.

Mogłoby się wydawać, że o holokauście napisano już wszystko i niczym nie można już czytelnika zaskoczyć. Błąd. Tym razem patrzymy na rozgrywające się wydarzenia oczami dziecka – głównego bohatera. Okrucieństwa drugiej wojny światowej i walka dobra ze złem ukazane zostały w taki sposób, w jaki widzi je i rozumie mały chłopiec.

Sposób postrzegania świata przez Josepha jest niecodzienny, bardzo dziecinny. Naszym oczom ukazuje się mały, zagubiony chłopiec, który niewiele rozumie z tego, co dzieje się wokół niego, i robi wszystko, by zrozumieć. Bohater został tak wykreowany, że wzbudza sympatię, a jego perypetie dostarczają wielu emocji.

Autor poruszył w książce bardzo ważne kwestie, które dotyczą wszystkich ludzi, a nad którymi tak rzadko się zatrzymujemy. W subtelny sposób zmusza czytelnika do zastanowienia się nad samym sobą i własnym człowieczeństwem. Pomaga mu uświadomić sobie, co to znaczy być człowiekiem i co z tego faktu wynika. Podejmuje trudne kwestie, takie jak: odkrywanie własnej tożsamości religijnej, wiara, tolerancja i siła oraz znaczenie więzi rodzinnych w rozwoju i funkcjonowaniu człowieka.

Dziecko Noego traktuje o wielu ważnych sprawach i pozwala odpowiedzieć sobie na wiele ważnych pytań. Jest to dzieło wielkiej wagi – mimo niewielkich rozmiarów. Napisane z niezwykłą prostotą, niewyrafinowanym językiem i stylem. Na dodatek niesamowicie wciąga. Od książki po prostu nie sposób się oderwać.

Po raz kolejny jestem urzeczona Schmittem. To kolejna króciutka książeczka, która zawiera w sobie bardzo wiele. Autor udowodnił, że prawdziwe piękno zawiera się w prostocie i że nawet na niewielu stronach można zawrzeć wiele istotnych kwestii i zrobić to w sposób genialny.

Moja ocena: 5/6

11/06/2012

„Świadectwo prawdy” – Jodi Picoult

Jodi Picoult to współczesna, amerykańska pisarka, która cieszy się niezwykła popularnością. Jej książki podbijają serca czytelników na całym świecie. Nie tylko ze względu na tematykę, ale i niepowtarzalny styl pisarki. Powieści Picoult oscylują wokół tematów trudnych, kontrowersyjnych, niecodziennych. Jedną z nich jest Świadectwo prawdy. Jest to książka, w której odnajdujemy nie tylko ciekawą historię, ale także taka, która pozwoli nam w pewnym stopniu poszerzyć wiedzę.

O czym jest książka? Pewnego dnia  na farmie należącej do rodziny amiszów znalezione zostają zwłoki maleńkiego chłopca – noworodka. Dziecko zmarło wskutek uduszenia, tak więc wiadomo już, że nie był to bynajmniej nieszczęśliwy wypadek. Ktoś umyślnie chciał się chłopczyka pozbyć. Kto? Dlaczego? Podejrzenia padają na osiemnastoletnią Katie Fisher – córkę właściciela farmy, na której znaleziono zwłoki noworodka. Dziewczyna jednak uparcie twierdzi, że nie urodziła żadnego dziecka. Będzie upierała się przy swoim stanowisku nawet, gdy badania lekarskie wykażą, że niedawno przebyła poród. Obrony dziewczyny podczas procesu sądowego podejmuje się – za namową ciotki – jej daleka krewna, prawniczka. Ellie Hathaway. Wprowadza się ona na farmę amiszów, aby zamieszkać razem z Katie, pilnować jej i opracować linię obrony. To wszystko nie jest takie łatwe. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że Katie kompletnie nie chce współpracować i nieprzerwanie upiera się przy tym, że nie urodziła żadnego dziecka. Po drugie dlatego, że amisze wiodą bardzo surowy, właściwie pierwotny styl życia. Nie znają mediów, czy elektryczności. Najważniejszymi dla nich wartościami są: praca, rodzina, pokora.

Picoult już na wstępie zarobiła u mnie plusa pięknym stylem i umiejętnie wplecionymi w fabułę informacjami o kulturze amiszów, ich obyczajach, sposobach zachowania, codzienności. Dzięki temu czytanie jest przyjemnością z jednej strony i pożytkiem z drugiej. Przyjemnością, bo duża ilość informacji nie powoduje chaosu i nie utrudnia lektury, a wręcz czyni ją ciekawszą. Pożytkiem natomiast dlatego, że możemy ubogacić swoją wiedzę.

Fabuła utworu jest niezwykle porywająca i skomplikowana została przez autorkę do granic możliwości. Tym, którzy obawiają się, czy Picoult nie przegięła z gmatwaniem wątków mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie. Wszystko jest ogromnie poplątane – to fakt. Niemniej jednak nie za bardzo. Subtelnie. Tak, żeby absolutnie nie wprowadzić zamieszania i wrażenia, jakby gmatwało się fabułę „na siłę”. Do końca nie wiemy kto jest winny, choć na zakończenie czeka się z niecierpliwością. Autorka umiejętnie wodzi czytelnika za nos. Prawdę odkrywamy powoli, w napięciu, stopniowo, kartka po kartce, a ostatecznie dowiadujemy się wszystkiego dopiero na ostatniej stronie.

Kompozycja. Tego należałoby się najbardziej obawiać biorąc pod uwagę stopień zagmatwania fabuły i fakt, że cała historia przedstawiona jest z różnych punktów widzenia i obfituje w liczne retrospekcje. Tymczasem jednak Picoult udowodniła, że potrafi „mierzyć siły na zamiary” i również pod względem kompozycyjnym poradziła sobie świetnie. Każdy wątek poprowadzony został tak, jak powinien. Każdemu poświęcona została odpowiednia ilość uwagi, adekwatnie do sytuacji.

Cała akcja książki jest starannie przemyślana i dopracowana w najdrobniejszym szczególe. Można to zaobserwować już podczas lektury pierwszych stron, a podczas każdej kolejnej to przekonanie tylko się umacnia. Akacja idealnie współgra z treścią i razem tworzą świetną całość. Na dodatek lektura dostarcza wielu emocji – pozytywnych i negatywnych.

Świadectwo prawdy to bardzo wartościowa pozycja podejmująca uniwersalne problemy, które w jakimś stopniu dotykają każdego. W subtelny sposób zmusza do zastanowienie się nad tym co tak naprawdę ma w życiu znaczenie. Przypomina także o tym, jak ogromną wartością jest rodzina. Ile może dać i jak jest cenna. Ta książka to nie tylko niesamowita i świetnie napisana historia, ale także rozważania nad naturą prawdy. To powieść z morałem. Picoult ukazała w niej między innymi czym może się skończyć dążenie do akceptacji wśród otoczenia za wszelką cenę, a także to jak wysoce mylne potrafią być pozory, na których tak często polegamy.

Moja ocena: 5/6

18/04/2012

„Dom sióstr” – Charlotte Link

Małżeństwo dwójki prawników – Barbary i Ralpha jest bliskie rozpadu. Aby podjąć próbę uratowania związku, małżonkowie wybierają się na urlop do niewielkiego domu na jednej z angielskich wsi. Wynajęty przez nich domek znajduje się na kompletnym odludziu. Gdy przychodzi śnieżyca, natychmiast odcina ich od świata. Trudno jest myśleć o ratowaniu małżeństwa, kiedy z powodu braku ogrzewania doskwiera chłód, a do tego zapasy jedzenia są skąpe i nieustannie burczy człowiekowi w brzuchu. Każde z małżonków próbuje na swój sposób uporać się z beznadziejnym położeniem, w jakim się znaleźli. Barbara niespodziewanie natrafia wówczas na pamiętnik, którego autorką jest poprzednia, nieżyjąca już, właścicielka domu. Wraz z Barbarą poznajemy przepiękną, ale i nieco mroczną historię domu, rodziny i życia zmarłej Frances Gray. Barbara nie wie, jak wielkie zagrożenie ściągnie na nią lektura starych zapisków.

Historia Frances Gray to pasjonująca saga rodzinna z elementami kryminalnymi, a jednocześnie ciekawa opowieść obyczajowa. Bohaterowie wraz ze swoimi problemami przedstawieni zostali na tle problemów, z jakimi borykała się praktycznie cała Europa u progu dwudziestego wieku. Dowiadujemy się co nieco o okrucieństwach pierwszej wojny światowej i panujących wówczas nastrojach społecznych.

Na pierwszy plan w opowieści Frances wysuwają się zdecydowanie perypetie jej i jej najbliższych – fascynujące, zaskakujące i niesamowicie wciągające. Mowa w niej o miłości, nienawiści, lojalności, głęboko skrywanych rodzinnych tajemnicach, walce, rozczarowaniu, cierpieniu. Wiele wątków składa się na tę jedyną w swoim rodzaju historię.

Zapiski Frances to w głębszym znaczeniu również przepiękne studium ludzkiej psychiki, dotyczą bowiem życiowych decyzji – trafnych i tych mniej – oraz ich konsekwencji. Tych natychmiastowych i tych, które dadzą o sobie znać dopiero po dłuższym czasie.

Wszyscy bohaterowie powieści budzą całą gamę rozmaitych uczuć – skrajnych i bardzo silnych. Jeden denerwuje, inny irytuje, kolejny budzi politowanie, a jeszcze inny podziw czy sympatię. Do każdego mam indywidualny stosunek. Mnie najbardziej zafascynowała właśnie Frances. Jest to chyba najbardziej zagadkowa postać. Wyjątkowa, silna i niesamowicie odważna kobieta, pełna sprzeczności.

Ogromnie podobały mi się klimat i atmosfera Domu sióstr. Są one niepowtarzalne, magiczne i, moim zdaniem, bardzo realistyczne. Natychmiast udzielają się czytelnikowi. Podczas lektury czułam się tak, jakbym była uczestniczką wszystkich opisywanych w książce wydarzeń.

Wadą powieści – w moim odczuciu – był momentami styl. We fragmentach dotyczących Barbary i Ralpha stawał się on nużący i trochę ciężkostrawny. Na szczęście w – stanowiących większą część lektury – zapiskach Frances nie mogę się do niego przyczepić.

Podsumowując. Uważam, że Dom sióstr to rewelacyjna książka. Wciągająca, nastrojowa, wielowątkowa, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, napisana przystępnym, ale pięknym językiem. Mimo wszystko jednak jestem zdania, iż zachwyt nad tą pozycją jest – delikatnie mówiąc – ciut przesadzony. Owszem, to fantastyczna powieść, ale nie jest – jak można by sądzić na podstawie cen, jakie osiąga na aukcjach internetowych – arcydziełem wszechczasów.

Moja ocena: 5/6

07/04/2012

„O modlitwie” – Clive Staples Lewis

Lewisa zna chyba każdy. Ja swoją czytelnicza przygodę z nim rozpoczęłam pod koniec szkoły podstawowej od cyklu Opowieści z Narnii. Kraina ta zachwyciła mnie i żyła w mojej wyobraźni bardzo długo, a Lewis stał się jednym z moich ulubionych pisarzy. Toteż gdy niedawno nadarzyła się okazja przeczytania jednego z jego ostatnich dzieł – O modlitwie – postanowiłam z niej skorzystać.

O modlitwie to króciutka, niespełna dwustustronicowa książeczka, wydana już po śmierci autora. Jest to powieść epistolarna. W dwudziestu dwóch listach pisanych do fikcyjnego przyjaciela – Malkolma Lewis dzieli się z czytelnikiem swoimi refleksjami i doświadczeniami dotyczącymi modlitwy.

Byłam tej książki bardzo ciekawa. Nie tylko dlatego, że interesująca wydała mi się jej tematyka. Także dlatego, że chciałam poznać stanowisko Lewisa wobec modlitwy. Ciekawa byłam, czym ona jest i jakie ma znaczenie dla człowieka, który wiarę przyjął bardzo późno, bo już będąc dorosłym człowiekiem. Czy w tym względzie moje oczekiwania zostały zaspokojone? Zdecydowanie tak.

Pisarz w swoich listach przepięknie, za pomocą prostego i zarazem bardzo sugestywnego obrazowania, które śmiało można uznać za jedną z charakterystycznych cech jego stylu, ukazuje i wyjaśnia swoje poglądy dotyczące modlitwy przede wszystkim, ale także wiary. Nie ogranicza się jednak do wypowiadania swojego zdania. Poza przywołaniem licznych, obrazowych przykładów ilustrujących jego tezy, Lewis dzieli się z nami również własnym doświadczeniem wiary. Radzi jak przyjaciel. Listy do Malkolma to bowiem tak naprawdę listy do każdego z nas. Pokazuje, że modlitwa jest czymś więcej niż li tylko klepaniem wyuczonych formułek. Dzieląc się z nami swoim doświadczeniem modlitwy, która jest dla niego rozmową Boga i człowieka, nie daje gotowych recept, ale mobilizuje do odkrywania głębi i piękna modlitwy.

Dzięki swojej formie książka nie ma charakteru mentorskiego. I bardzo dobrze. Lewis po przyjacielsku w każdym ze swoich listów zachęca nas, byśmy krok po kroku odpowiadali sobie sami na pytania o własną wiarę i modlitwę. Zostajemy niejako zmuszeni do podjęcia autorefleksji, zatrzymania się na chwilę i przemyślenia kilku kwestii. Ale ten Lewisowski przymus jest bardzo wysublimowany i taktowny. To zachęta, której nie można zignorować bez wyrzutów sumienia.

Mimo niewielkiej objętości książki, nie jest to zdecydowanie lektura na jeden wieczór. Aby dobrze ją zrozumieć, trzeba czytać powoli, smakując każde zdanie i uważnie analizując treść. Nie jest to łatwe. Nie tylko ze względu na tematykę, która już sama w sobie jest dosyć wymagająca, ale także z uwagi na fakt, iż Lewis posługuje się momentami bardzo hermetycznym językiem. Niestety wpływa to w dużej mierze na odbiór Listów… i sprawia, że czyta się je troszeczkę wolniej. Zrozumienie ich i wyłuskanie z nich czegoś dla siebie będzie możliwie tylko wtedy, gdy czytać będziemy powoli i w skupieniu.

O modlitwie to świetne studium modlitwy i świadectwo wiary, ale nie tylko. To także mnóstwo pięknych cytatów. Pozycję tę mogę polecić każdemu, kogo choć trochę interesują kwestie związane z wiarą. Wyznanie, moim zdaniem, jest tu bez znaczenia. Książka bowiem napisana została tak, że każdy, jeśli tylko zechce, odnajdzie w niej coś dla siebie.

Moja ocena: 5/6